Przeprawiliśmy się łódką na druga stronę rzeki zapłaciliśmy w biurze parku wstęp 1Rm i 5Rm za aparat i poszliśmy na Konopy walk. Na miejscu opłata 5rm. Na pierwszym moście mnie sparaliżowało, nie wiem co się stało mam lęk wysokości ale na różne wysokie konstrukcje wchodziłem i tak się nie bałem. Fakt że most wiszący nie jest stabilny, małą kładka z linkami buja się , trzeszczy i pęka. Na pierwszej platformie postojowej powiedziałęm, że pierdole i dalej nie idę, nogi miałem jak z waty a ręce mi się trzęsły. W pewnym momencie porządkowy gwizdnął na mnie i poleciałem jak z procy, nawet jakaś babka z przodu stwierdziłą, że za szybko idę bo sama stawiała kroczek co minutę. Po mostach poszliśmy na wzniesienie Teresek. Z biura mosty i Teresek kosztują 35rm plus opłata za mosty. My zapłaciliśmy tylko przejazd przez rzekę i opłatę. Wycieczki z teresaka wracają tą samą drogą czyli po platformie i trochę po ścieżce. Spacer jest bardzo łatwy. My z teresaka poszliśmy przez las trudniejszą i bardziej malowniczą drogą. Trasa jest dość męcząca raz w górę raz w dół i to momentami bardzo ostre spady. Widzieliśmy po drodze kilka waranów, małpy, ptaki i wielkie mrówki. Było fajnie choć po Taman Negara spodziewałem się trochę więcej. W lesie spędziliśmy ponad 6 godzin. Po powrocie do miasteczka podreptaliśmy do hotelu Rainforest by kupić piwo z lodówki (w naszym też było ale nie wkładali nic do lodówki a ciepłe piwo i spocone baby to najgorsze co być może). Tiger za 20RM. Zdzierstwo ale w tym upale i zmęczeniu każdy łyk był na wagę złota. Wieczorem stwierdziliśmy, że zjemy w naszym hotelu pomimo, że dzień wcześniej czekaliśmy z pół godziny na jedzenie, a potem pół nocy myślałem, że się przekręcę po frytkach na starym oleju. Jak na złość nie miałem ani kropli żołądkowych ani wódki. Zamówiłem zupę z ryżem bo babsko nie potrafiło wytłumaczyć jakie sałatki mają a Karola blef burgera. Po 25 minutach gość z obsługi pojechał gdzieś motorkiem ale wrócił bez niczego. Zażartowaliśmy, że na pewno był za naszą wołowiną. Po godzinie oczekiwania wstałem bo już mnie tyłek rozbolał i miałem się iść zapytać co jest grane, a babsko podchodzi i się pyta czy ja zamawiałem Kurzaka czy wołowinę. Myślałem, że mnie szlag trafi. Poszliśmy w cholerę na wioskę. Zamówiliśmy w knajpie na rzece burgery z kurczaka i z wołowiny. Były co prawda szybko i źle nie wyglądały ale bułka była słodka i z dwóch stron umoczona w tłuszczu niewiadomego pochodzenia. Musiałem zjeść obydwa. Nie ma tu co zjeść a i browaru się nie pokosztuje zbytnio. Co do wycieczek to myślę, że nie warto nic tu brać. Jak zapytałem o nocny trekking to się niby ogląda owady i może jakiegoś zwierza. Podejrzewam, że może nawet coś naganiają lub w jakiej klatce trzymają. Zaś nocne safari to nic innego jak jazda na pace jeepa tylko, że po mieście i świecą lampkami po drzewach. Jak zapytałem w biurze co można zobaczyć to powiedzieli, że skaczące wiewiórki po drzewach. Kurde u mnie na podwórku to wiewiórek mam kilka no ale może ktoś nie widział i będzie to jakaś frajda. Faktycznie widziałem jak jeżdżą jeepem i świecą po drzewach. Śmiesznie to wyglądało i ta desperacja żeby coś znaleźć. Komiczne. Parę razy miałem ochotę krzyknąć, że tam widziałem wiewiórkę. Słyszałem też jak jedni goście mówili, że widzieli tylko dwa ptaki na jakiejś wycieczce. Całe szczęście, że nic nie braliśmy.