rano nerwy jak zwylke, samochod trzeba oddac o 9, male opoznienie przez wczoraj i troche schodzi saprzatanie i pozno wyjezdzamy. trzeba zatankowac a tu stacja kolo jucy na karte kredytowa i najpierw sie placi a potem tankuje i ile tu zatankowac tak na oko. jedziemy w miasto ktore jest rozkopane i ciezko cos znalezc, w koncu jest BP ale oczywiscie pompa nie dziala i trzeba szukac innej. W koncu udaje sie zatankowac na mobilu i oddajemy samochod. Jucy odwozi nas na lotnisko i lecimy do Auckland a nastepnie do Sydney. W sydney przesluchania czy czegos nie mamy zerkneli na buty cos tam troche brudne byly ale koles powiedzial ze spoko, nawet spodnie mialem troche ublocone i nikt nie zwrocil na to uwagi. Bylismy juz troche zmeczeni, wzielismy prysznic na lotnisku i czekalismy cierpliwie na samolot. Swierza sprawa z tym zaginionym samolotem malezyjskich linii a ja nie nawidze latac.