Zamówioną taksówką jedziemy przed świtem na lotnisku. Tam przy wejściu do bramki zostajemy zabrani na miejsce załadunku bagaży do samolotu i musimy wszystko powyjmować. Najlepsze, że zero angielskiego i nie możemy się z jełopami dogadać. Oczywiście chodziło o moją yerbę i kilka opakowań dulce de leche. W końcu załatwiona sprawa i mogliśmy lecieć do Buenos. Tam między lotniskami kursuje autobus a potem już do Santiago.