Wg prognozy pogody miało padać z rana no i pada.
Zatem z racji ze nie chce nam się w deszczu łazić jedziemy na Te Puke zobaczyć wielkie kiwi i może wejść do środka do Kiwifriut Country. Jak się jeździ w tych stronach czy po Australii to zawsze się trafi coś ciekawego przy drodze, a to wielkie kiwi, a to gigantyczny koala, pies czy butelka.
Na miejscu świeci słońce.
Robimy sobie fotki z wielkim kiwi ale co do wchodzenia do środka to dylemacie mały.
Trochę szkoda czasu a i 20 dolków od osoby za wstęp to nie jest zacna cena. Zatem powrót do Rotorua.
Pogoda się poprawiła można jechać do Wai-O-Tapu.
Wstęp tutaj też do tanich nie należy 35 dolków na głowę ale warto wydać te pieniądze by pospacerować po tej geotermalnej krainie pośród gejzerów, gorących źródeł, bulgoczących jezior błotnych .
Dymiące zapadliny wydobywają z siebie kłęby dymu i zapach siarki, z gorących jezior bucha para i ciepło jak w saunie i to wszystko stworzyła natura.
Zrobiła się piękna pogoda, jak na tę porę roku można powiedzieć, że mamy duże szczęście, że świeci słońce i jest cieplutko a nie leje deszcz.
Jedziemy jeszcze na Waimangu Volcanic Valley ale jest już za późno na wejście, szkoda.
Próbujemy w Te Puia ale też do 17 otwarte tylko więc na dziś koniec wrażeń.
Aczkolwiek skoro mamy na caravan parku dwa baseny termalne to trzeba z nich skorzystać .
Tu każdy motel ma swoje baseny termalne i tego typu bajery.
Na dworze po zmroku jest dosyć zimno ale w cieplutkim basenie siedzi się baaardzo przyjemnie.
Cieplutka parująca woda, ciemna noc, lekkie oświetlenie , brakuje tylko szampana.
Niestety wiecznie moczyć się nie można choć ciężko wyjść z gorącej wody bo piździ straszliwie.