17 maja 2013
Rano dotelepaliśmy się z plecakami do portu. Okazało się, że musimy czekać do 11 na naszą łódź. Faktycznie była kilka minut po 11. Dowieźli nas na Bali do portu a następnie busem na ulicę poopies lane i tu znaleźliśmy fajny hotelik z Klimą, ciepłą wodą, wifi i nawet basenem i śniadaniem. Poszliśmy trochę na plażę ale jakoś dupy nie urywa, więcej miejscowych niż turystów. Czytałem, że mają zakaz handlu tu na plaży więc nie wiem jak to jest. Jeśli chodzi o jakiekolwiek wycieczki to masakra cenowa dla amerykańców i Australijczyków, których pełno napitych tu się kręci.
18 maja 2013
Bali nie zapomnę do końca życia oraz naszej podróży na Flores ale o tym później. Do Kuty przyjechaliśmy tak naprawdę na przeczekanie na lot na Flores oraz wysłać paczkę na poczcie. Z braku super pogody bo było lekko pochmurno wybraliśmy się na spacer plażą Kuta, która jakaś nadzwyczajna nie jest. Idąc w lewą stronę doszliśmy do jakby wioski na plaży gdzie mieszkają miejscowi. Po drodze mijaliśmy duże hotele kurorty i zastanawialiśmy się jak ludzie płacą tyle kasy za tak beznadziejną lokalizację na wakacje. Pełno śmieci po drodze, smród palonych ognisk zwłaszcza palonych butelek plastikowych, spycharka na plaży robiąca chaos i masakrę. Gdy wracaliśmy postanowiliśmy przysiąść w cieniu drzew bo już było słonecznie i gorąco. Okazało się, że nieopodal jest przygotowane wszystko na kremację. Dowiedzieliśmy się co i kiedy i czekaliśmy na ceremonię. W międzyczasie na horyzoncie ukazała się sprzedawczyni ananasów, której Karolina zaczęła robić zdjęcia. Sprzedawczyni podeszła do nas, przywitała się, zaczęła nas całować i przytulać. Była bardzo sympatyczna więc bez targowania kupiliśmy ananasa, którego obrała i pokroiła w tak naprawdę niezbyt higienicznych warunkach ale jakoś nam to nie przeszkadzało. Po krótkiej rozmowie i kolejnych przytulankach pani odeszła do kogoś innego aczkolwiek zauważyłem, że nie przytulała innych i za chwilę przyleciała i dała nam drugiego ananasa za darmo. Po chwili zaczęła płakać i przytulać nas jakby się z nami żegnała. W międzyczasie zbliżył się kondukt żałobny i wszystko razem sprawiało dziwne trochę takie straszne wrażenie. Jak spytaliśmy dlaczego płacze tylko nas przytulała i mamrotała jak w jakimś transie voodoo „last day last day , you are good man” Poczułem się jak w połączeniu filmów Harry angel i rainbow and serpent i książki Katakumby. Od razu pomyślałem, że kobieta coś widzi, a my pojutrze mamy samolot. Jak spytaliśmy czy coś widzii czy zginiemy jakby skinęła głową i mamrotała dalej. Wystraszyliśmy się nie na żarty zwłaszcza, że podczas ceremonii palenia ciała na lotnisku startował samolot i potraktowałem to jako kolejny znak (chyba za dużo czytam i oglądam horrorów i komiksów), że się pewnie rozbijemy. Resztę dnia już tylko się denerwowaliśmy i myśleliśmy czy nie zmienić jakoś planów, a po rozmowie ze znajomą która trochę mieszkała na Bali i wierzy w te ich duchy itd. jeszcze bardziej spanikowaliśmy. Mimo wszystko wciąż nie opuszczało nas szczęście w podróży więc wmawialiśmy sobie że będzie ok.
19 maja 2013
Postanowiliśmy nie panikować i wynajęliśmy kierowcę do Uluwatu i na plażę bing. Gość nawet zaproponował jeszcze jeden postój na plaży padang. Ogólnie wycieczka była udana i pogoda dobra. Jak wysiadaliśmy z samochodu wypadł mi telefon i wpadł za siedzenie, nie skapnąłem się pomimo, że cały czas mi się wysuwa z kieszeni jak siedzę. Kierowca był na tyle uczciwy, że po sprawdzeniu auta oddał mi telefon. Pomyślałem, że chyba mamy szczęście i nie zginiemy w katastrofie lotniczej. Ok. 16 stwierdziliśmy, że pasowałoby popływać w hotelowym basenie. Ledwo przepłynąłem kilka metrów usłyszałem polski język. To para świeżo po ślubie, którzy przyjechali na Bali w podróż poślubną. Okazali się bardzo sympatyczni i fajnie nam się gadało. Po 2 godzinach do basenu wparowali kolejni Polacy i tak jak pierwszego dnia na basenie byli sami Australijczycy tak tego dnia Polacy. Wieczorem spotkaliśmy ich na kolacji i trafiła nam się weselna wódka, którą bardzo chętnie wypiliśmy.