Za hotel policzyli mi mniej niż miałem zapłacić więc zaoszczędziłem 150 tys rupii. Rano kupiliśmy busa na lotnisko. Sprzedawca bardzo miły i religijny poodczyniał jakieś uroki na szczęście i pojechaliśmy. Lotnisko dziwne, a samolot opóźniony co nam się średnio podobało, jeszcze przypomniałem sobie o lądowaniu na Bali w wodzie kilka tygodni temu. W końcu wpakowali nas do małego samolotu na 48 osób i polecieliśmy. Przy każdych turbulencjach (a było ich trochę) umierałem ze strachu. W końcu dolecieliśmy a widoki cudne. Przy podchodzeniu do lądowania tak zaczęło rzucać samolotem, że już widziałem jak się rozwalamy a jak spojrzałem w lewo i zobaczyłem przerażoną Indonezyjkę o wyglądzie takiej balijskiej szamanki z różańcem w rękach, która sama wyglądała na śmiertelnie przerażoną to prawie dostałem zawału. W życiu się tak nie bałem. Na szczęście wylądowaliśmy i wszyscy odetchnęli z ulgą. Lotnisko malutkie, jeden pas startowy i budka. Bagaże podają na wózkach prosto z samolotu. Klimat jest. Z racji, że to zadupie musieliśmy wziąć taksę do hotelu, który był fajny na necie i niezbyt drogi. Źle nie trafiliśmy bo i hotel fajny i jedzenie dobre i niedrogie. Trochę daleko do centrum, ale fajna okolica, zielono itd. Próbowaliśmy znaleźć komodo na jeden dzień ale było drogo i nikt inny nie szukał takiej ekskursji. Łatwiej i taniej było na Rince ale nikt nie chciał nam zejść z ceny więc poszliśmy do hotelu bo się ściemniało, a nasz hotel daleko i na górce, zero pobocza tylko kamory jakieś, a ciemno jak w dupie i zero latarni. Postanowiliśmy jednak, że rano pójdziemy i weźmiemy tą Rince bo szkoda dnia.