Rinca i Park Narodowy Komodo

Zwlekliśmy się i bez śniadania byliśmy po 7 w biurze i kupiliśmy Rince. Okazało się, że jedzie z nami jeden Niemiec, bardzo fajny i sympatyczny koleś, który studiuje na Bali. Łódka była bardzo fajna, załoga składała się z jednego majstra, 8 letniego chłopca i dziewczyny przewodniczki z biura. Pogoda była przepiękna, widoki wspaniałe, zero fal. Po drodze widzieliśmy delfiny. Po dopłynięciu przywitaliśmy się z naszym rangerem. Po krótkim marszu doszliśmy do biura przy, którym wylegiwał się jeden z waranów. Zapytałem Langera czy warany atakują ludzi, odpowiedział, że dwa miesiące temu dwa warany weszły do biura i zaatakowały dwójkę turystów i Langera. Tim, który był z nami stwierdził, że on wraca na łódkę, ale ranger powiedział, że nie ma się co bać i nas obroni. Następne 3 warany były oczywiście pod kuchnią. Następne dwa też blisko zabudowań i tyle było po waranach. Było już po 10 bardzo gorąco więc warany pochowane były w cieniu. W lesie spotkaliśmy tylko makaki i bawoły a na sawannie ani żywego ducha. Ale i tak krajobraz był piękny, a warany mimo, że blisko ludzi to jednak w naturalnym środowisku w którym żyją od wieków i tylko tu a nie w zoo. Następnie popłynęliśmy na jedną z wysp ponurkować, pod drodze dostaliśmy lunch, cały czas dostępna była też woda i te małe smaczne organic banana. Bardzo blisko brzegu zaczynała się niezła rafa, były rybki, które podgryzały po nogach i atakowały oraz mały rekin. W parku trzeba zapłacić za aparaty bo wstęp do parku jest w cenie wycieczki. Ranger powiedział żeby zapłacić za jeden aparat a resztę sobie wyjąć jak będziemy dalej. Chcieliśmy wziąć jeszcze na komodo na jeden dzień ale w tym samym biurze chcieli 1,5mln a w peramie 1,3mln. Taniej wychodziła dwudniowa wycieczka Rinca i Komodo ale Karolina nie chciała spać na łódce a o podróży na Lombok łódką nie chciała słyszeć. Kierując się kosztem i renomą firmy kupiliśmy bilety w peramie.

Zdjęcia (100)

Komentarze (0)