Busa na lotnisko mieliśmy o 8 rano kilkanascie metrow od kao san.czekamy sobie na busa jest za dwie minuty 8 sięgam do kieszeni i wyjmuję pilota od klimy którego włożyłem do kieszeni i zapomniałem oddać w pośpiechu na recepcji. Puściłem się pędem do hotelu i prawie wyzionołem ducha (bo sportowcem wybitnym nigdy nie byłem) ale za chwilę wróciłem a busa nadal nie było. Jacyś goście z tego samego biura czekali na bus do kambodży juz prawie pół godziny więc bez paniki. W końcu bus zapakowany po brzegi nadjechał i ruszyliśmy na lotnisko. Nie nawidzę latania jak niczego bardziej na świecie no ale autobusem do Birmy pomimo 4 przejść granicznych lądowych z Tajlandią trwało by to zbyt długo. Polecieliśmy do Mandalay. Lotnisko niezłe są na nim na nim bankomaty a w kantorach nie muszą być już nieskazitelne dolary bo i euro i franki i funty i jeny wymieniają.ale chyba lepiej się opłaca z bankomatu. Po negocjacjach bo nie chcą tu za bardzo cen opuszczać, podzieloną ze spotkaną parą Polakow podzieliliśmy taxi i za 10000 kyatów za samochód pojechaliśmy do centrum miasta. Udało nam sie znaleźć hotel nylon za 25$ ze śniadaniem (3 tosty na osobę, jaj do wyboru, banan, marmolada , kawa i herbata do oporu). Po drodze miejscowi pytali się gdzie idziemy i że jak hotel to zazwyczaj wskazywali jakiś nowy drogi hotel no ale chcieli pomóc. Próbowaliśmy dostać się do pałacu na starym mieście od strony miasta ale wojskowi powiedzieli że możemy tylko z drugiej stromy i jak chcemy to mają motorki i nas zawiozą. Po drodze znaleźliśmy europien restaurant z nie najdroższym zjadliwym jedzeniem.