Lądujemy w Santiago, mój 6 kontynent, jeszcze tylko Antarktyda. Podobnie jak w Australii procedura z tym, że tu bardziej okrojona z wwożeniem owoców, warzyw, mięsa itp. Jeszcze przed odbiorem bagażu malutka informacja turystyczna gdzie gość gada po angielsku, a potem to kapota, tylko taksiarze mówią po angielsku. Za taksę do centrum wołają ok. 15000 peso, za to lotniska jadą dwa autobusy bilet 1400peso lub 1350peso. Turbus do dworca alameda koło stacji metra univ. de Santiago lub centropuerto do stacji metra los heroes. Idealne połączenia. Zaraz w metrze jakiś facet postanowił nam pomóc w znalezieniu naszego hotelu i przestrzegł nas przed złodziejaszkami, że plecak z przodu i żeby uważać. Wysiedliśmy na stacji Santa Lucia i udało nam się znaleźć nasz hotel pomimo, że był w małej uliczce, która nie ma nazwy i z tego powodu nie mieliśmy adresu. Hotel Quito jest w kamienicy i ma bardzo miłą obsługę oraz całkiem niezłe śniadania. Tego dnia udało nam się połazić po Santiago i pokosztować miejscowych specjałów.