Poszliśmy na ranną mszę bo tylko na niej śpiewają w języku rapa Nui. Msza bardzo fajna, podczas znaku pokoju wszyscy się całują, podają sobie ręce i ogólnie jest bardzo sympatycznie. Okazało się, że we mszy uczestniczy ksiądz z Polski. Zagadaliśmy i okazało się, że ksiądz Tomasz jest misjonarzem w Peru. Wyszło tak, że spędziliśmy razem cały dzień jeżdżąc po wyspie itd. Wieczorem się rozpadało a po powrocie do naszej chatki okazało się, że nie ma prądu. Ale za to pięknie było widać krzyż południa.