Jedziemy do Fatehpur sikri oglądać niby opuszczone miasto. Opuszczone tylko z nazwy bo ludzi tu jak mrówek. Wszystko bardzo fajnie tylko umęczą goście którzy chcą być przewodnikami, niby nie wołają dużo ale dupe trują straszliwie.
Na miejscu budowla jak budowla jest ciekawa ale nie ma sie co znowu tak podniecać. Oczywiście przyczepił się jeden z plakietką, że niby dla rządu pracują, że za darmo itd. Teściowa już machnęła ręką bo
ona to by ze wszystkimi się zakolegowała. Przynajmniej cwaniaczki dali nam spokój. Gość pogadał bla bla bla o budowli i takie tam ale na końcu zagaduje , że jego rodzina to w kamieniu robi
rzeźby i takie pierdoły i wszystko jasne w jednym narożniku jest stoisko jego kuzynów czy tam braci i próbują coś wcisnąć. Wiedziałem, że coś mu się odpali ale nie sądziłem, że nas będzie chciał
na zakupy naciągnąc. Myśleli, że z Mamusią to zaraz im nie wiadomo ile zapłacimy. Ale znając już mniej więcej ceny (mama coś tam chciała na pamiątkę) kupiliśmy chyba lampkę jakąć czy coś nie pamiętam nawet.
Tak skurnole obserwują, że jakiś gnojek już poza murami miasta pyta mi się ile zapłaciłem. Ja się pytam o co mu chodzi a ten ile i ile bo wie że kupiłem
lampkę i ile kosztowała? W drodze powrotnej do Agry Ali zawiózł mnie do sklepu z piwem bo w hotelach to masakrystyczne ceny. Piwo lub wino sprzedają w specjalnych sklepach.
Różne nazwy wine shop, liquor shop itd. Podziękowaliśmy na dziś Aliemu chociaż chciał nas jeszcze gdzieś zawieść i wzieliśmy motoriksze by pojeździć po Agrze i za rzekę gdzie widać Taj Mahal od tyłu.
Robimy jeszcze czerwony fort.