Po krótkim oczekiwaniu i formalnościach wsiadamy na naszego białego nissana i śmigały do Rotorua. Oczywiście jak zwykle nabrałem na lotnisku i w Jucy folderów i prospektów.
Uwielbiam jeździć po nowej Zelandii. W ogóle kocham ten kraj. Są tylko trzy miejsca gdzie mógłbym mieszkać poza Polską, Japonia, Australia i Nowa Zelandia właśnie. Mam do niej niesamowity sentyment. Lubię też jazdę po lewej stronie drogi.
Po drodze stanęliśmy cos zjeść a że nie było zbytnio nic do wyboru padło na BigDonalda. Niestety niewyspanie i zmęczenie daje o dobie znać i w połowie drogi chce mi się spać jak cholera. Jest już ciemno więc dodatkowo utrudnia to sprawę. Dobrze, że chociaż nie latają tu kangury ale jakiś opos zawsze może wyskoczyć. Musiałem stanąć choć na 10 minut przymknąć oczy bo bym nie dał rady.
W końcu znaleźliśmy nasz cara van park. Już po zamknięciu biura. Na drzwiach czeka na nas koperta z nazwiskiem. Uwielbiam to . Dzwonisz, podajesz numer karty kredytowej i nie martwisz się kiedy zajedziesz. Czeka na ciebie pokój i informacje w kopercie .
Z racji ze praktycznie tu koniec zimy i bardzo chłodno wieczorami wzięliśmy droższy domek z własna łazienka bo nie chce nam się chodzić po myciu po dworze w tej piździawie.
Domek bardzo fajny drewniany jak w górach .
Countdown otwarty do 22 wiec udaje się jeszcze zrobić zakupy. Jest i kiełbasiora kransky, ser, pieczywko no i browarki hehe.