Raiatea

Musimy wstać po 4 bo ok 5:30 trzeba być w porcie, łódź odpływa o 6.
Ok 5:30 wychodzimy i po jakiś 14 minutach jesteśmy na łódce.
Wschodzi słońce i jest dosyć pochmurno więc nie szkoda nam, że nie spędzamy tego dnia na Bora Bora tylko płyniemy na Raiatea.
W pierwotnych planach mieliśmy dylemat czy lecieć na Raiatea czy na Huahine, wybraliśmy Huahine. Nic zatem straconego bo zobaczymy obydwie.

Jak wypływamy poza lagunę zaczyna bujać jak cholera i tak przez dwie godziny zanim nie dotrzemy do Tahaa, po drodze z daleka widać Maupiti.
Przystanek jest w Tahaa bo ktoś wysiada, ktoś inny wsiada i jeszcze pół godziny płyniemy do Raiatea.
Wysiadamy, jest niestety pochmurno.
Jesteśmy w mieście Uturoa to siedziba administracji Wysp pod wiatrem, taka stolica.
Najgorsze, że nie ma w mieście wypożyczalni samochodów czy skuterów, wszystko przy lotnisku, najbliżej 2,5 km.

Jemy śniadanie w barze przy porcie i idziemy z buta do wypożyczalni.
W avisie nie ma ubezpieczenia, jak walnę kogoś to płacę za wszystkie szkody.
Nieopodal jest wypożyczalnie, która wygląda jak jakaś dziupla, niby Renault ale to chyba bardziej warsztat.
Kolesie z warsztatu dzwonią po jakąś kobietę i coś gadają między sobą po francusku.
Przyjeżdża panna i twierdzi, że mają pełne ubezpieczenie ale muszę jej moją kartę kredytową na czas wypożyczenia zostawić.
Chora jakaś chyba, wypożyczalnia przypomina mordownię, jakiś hangar z dwoma podejrzanymi mechanikami a ta chce żebym jej kartę zostawił. Już raz miałem do czynienia z hakerami na karcie kredytowej, podziękuję.

Zaczyna padać wiec Karolina stwierdza, że nie ma ochoty jeździć w taką pogodę, trudno posiedzimy przy piwie w porcie i tyle.
Po drodze wchodzimy do katolickiego kościoła.
Zapaliłem nawet świeczką za pomyślność dalszej podróży.
Biorę w markecie małe, czarne piwo Hinano bo tego jeszcze nie próbowałem i siadamy w porcie.

Spijam piwo i jakoś się rozjaśnia, niebo robi się błękitne i wychodzi słońce.
Trochę szkoda, że tak siedzimy.
Idziemy do jakiegoś biura czy może tura po wyspie nie maja ale zamknięte.
Szybko myśląc bierzemy taksę do hertza i za 6000 franków bierzemy samochód na 4 godziny, w razie wypadku z mojej winy odpowiadamy do 30000 franków czyli coś koło 1000zl można to przeboleć.

Objeżdżamy wyspę, a pogoda zrobiła się wspaniała.
Co można zaobserwować na Raiatea to jest ona bardziej zadbana niż wyspy Polinezji, które widzieliśmy do tej pory.
Przy drodze jest naprawdę posprzątane. Ładne, czyste, zadbane podwórka i żywopłoty, piękne kwiaty i krzewy. Ludzi tu raczej mało, a turystów nie widać prawie wcale. Resortów i pensjonatów jak na lekarstwo chyba, że pochowane.
Tylko przy głównym marae Taputapuatea widzimy turystów. Jest to jedno z najważniejszych marae w ogóle.

Przed oddaniem samochodu trzeba tankować i rachunek przedstawić w wypożyczalni, a to dlatego że samochody maja zegar od paliwa cyfrowy i zrobiwszy prawie 100 km nie spadła mi jeszcze nawet jedna kreska. Ludzie oszukiwali wiec wołają teraz rachunek ze stacji.

O 16 wypływamy i buja jeszcze gorzej. Do Bora Bora docieramy praktycznie po zmroku.

Zdjęcia (162)

Komentarze (2)